poniedziałek, 23 lipca 2012

Rozdział 3: I won't let another minute go to waste...

Długo tak jeszcze rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Zadzwonił dzwonek. Ten chłopak jest naprawdę ciekawy- pomyślałam. Miałam do niego jeszcze mnóstwo pytań. Gdy wchodziliśmy do klasy, zatrzymał mnie przy drzwiach i powiedział: 
- Do zobaczenia na następnej przerwie Julio. 
Utonęłam w jego oczach. Patrzyły na mnie tak głęboko... Po chwili zeszłam na Ziemię.
- Jestem Julka, a nie Julia. Tak, do zobaczenia. 
Przez chwilę znów się na siebie patrzyliśmy, aż bez słowa odszedł i usiadł w swojej ławce, która znajdowała się trzy za mną. Na lekcji siedziałam oczywiście z Rebeccą, która zaczęła mnie wypytywać gdzie byłam. 
- Na przerwie z Lucasem.
- Co!? Z tym tajemniczym nowym?
- Tak.
- I co robiliście?
- Rozmawialiśmy. 
- Wow. Dziewczyny na pewno będą Ci zazdrościć! Każda mówi, że na niego leci. 
- Aha...
- Co tak mało rozmawiasz? Coś się stało? Opowiadaj, mamy całą lekcję.
- Nic się nie stało. Naprawdę. 
Szczerze mówiąc to nie miałam ochoty rozmawiać o Lucasie. 
- No dobrze. A jaki on jest?
- Jest bardzo miły, ciekawy. Można z nim fajnie porozmawiać. 
- Ej to dobry jest! Tobą to się chłopcy interesują, a taką wariatką jak ja to nikt się nie zainteresuje. 
- Niee. Przestań tak mówić. Jesteś ładna, inteligentna, masz poczucie humoru... chłopcy takie lubią.
- Nie prawda.
- Prawda. Rebecca, trochę wiary w siebie. Każda kobieta jest czegoś warta i zasługuje na miłość. 
- To ciekawe dlaczego Tobie ona przychodzi z łatwością a mi? Nie. Nigdy nie miałam chłopaka na poważnie. Zaczynam się o siebie martwić, że jest coś ze mną nie tak. 
- Kto Ci powiedział, że mi miłość przychodzi z łatwością? Nie prawda. Z Tobą wierz mi jest wszystko w porządku. Widocznie nie szukasz miłości tam gdzie trzeba. Kiedyś jeszcze będziesz miała chłopaka. Skarbie uwierz w siebie. 
- Ehh... No może i masz rację. Dzięki. Może miłości nie mam ale za to mam zajebistą przyjaciółkę <3 
To było miłe. 
- Do odpowiedzi przyjdzie... 
Cała klasa ucichła. Również Rebecca. To była pani Withellman od języka Niemieckiego. Bardzo sroga i potężna kobieta. Teraz zapewne każdy w myślach sobie powtarzał "proszę, tylko nie ja, proszę..." Gdyż  jak co lekcje brała jednego z uczniów do odpowiedzi. To typowe. Tym szczęściarzem lub nie szczęściarzem był Will. Dla niego to akurat dobrze, ponieważ był typem chłopca, który po szkole przebywa w bibliotece i zakuwa do następnej lekcji. 
Następną przerwę jak się umawiałam z Lucasem mieliśmy spędzić razem. Gdy wyszłam z klasy na wprost była ta ławka, na której zobaczyłam go pierwszy raz. Teraz też tam siedział. Na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. Odwzajemniłam go. Usiadłam obok niego.
- Dotrzymałaś obietnicy.- Powiedział lekko się przesuwając w drugą stronę.
- Tak. A dlaczego miałabym nie? 
- Nie wiem...Myślałem, że się speszysz i nie przyjdziesz. 
- Nie. Nie mam się czego peszyć. Nie ubolewam nad Tobą jak reszta dziewczyn. 
- Cieszę się.
Zauważyłam, że za każdym razem kiedy coś mówił lekko się odsuwał w drugą stronę. Aż w końcu siedział po drugiej stronie ławki. Przez chwilę zastanawiałam się czy śmierdzę, ale to na pewno nie było to. Postanowiłam dać sobie spokój. 
- Więc... Masz jeszcze do mnie jakieś pytania? -zapytał.


Trochę mnie tu nie było ponieważ nie miałam za bardzo czasu. Wakacje- ciągle jakieś wyjazdy, spotkania, nocki itp. Tym bardziej, że w środę wyjeżdżam na obóz i się pakuję. Wrócę jakoś 6 sierpnia, wtedy dodam dalszy rozdział. A jutro jeszcze postaram się dać kolejny :) Miłego czytania.

wtorek, 17 lipca 2012

Rozdział 2: You're the one I wanna hold...

http://www.youtube.com/watch?v=dTaD9cd8hvw

Następny dzień. Pierwsza lekcja to Matematyka. Usiadła koło mnie dziewczyna wyglądająca na dużo starszą jak na wiem w jakim powinna być. Niestety zapomniałam jej imienia, ale chwilę przy sprawdzaniu obecności okazało się, że ma na imię Kamila. Bardzo dobrze mi się z nią rozmawiało, że to aż dziwne. Jakbyśmy się znały od bardzo dawna. Z resztą ona zachowywała się jak najlepsza przyjaciółka, która ufa mi bez granic. Przez to powiedziała mi coś bardzo dla mnie strasznego. Ma 18 lat a nadal jest w pierwszej klasie gimnazjum, jest w drugiej ciąży, a pierwsze dziecko urodziła gdy była w moim wieku. To straszne zostać w wieku czternastu lat mamą.
- To straszne. Przykro mi.
- Wiem... Na początku też nie mogłam się z tym pogodzić, ale w końcu kiedyś trzeba na nowo zacząć żyć. Co prawda drugie dziecko nie było zapowiedziane jak i z resztą pierwsze, ale cieszę się z tego powodu. To świetnie zostać mamą.
Nie rozumiałam jej. Owszem świetnie jest zostać mamą ale nie w tak młodym wieku. Kamila nie była moim zdaniem zbyt dojrzała. Tym bardziej, że to już druga ciąża. Czy ona nie potrafiła się zabezpieczyć?
- Który chłopak Cię tak urządził? - zapytałam.
- Ehh... Kiedyś się dowiesz - powiedziała z lekkim uśmieszkiem na twarzy.
Reszta lekcji oraz przerw minęła normalnie. Nic specjalnego się nie działo. Na wszystkich lekcjach- oprócz Matmy siedziałam z Rebeccą. Pomimo, że to pierwsze dni szkoły, dalej wierciła się i gadała jak najęta to ze mną, to z koleżankami z sąsiednich ławek. Przerwy również z nią spędziłam. W czasie długiej postanowiłam pochodzić trochę sama. Teren szkoły był ogromny. Trochę dalej dostrzegłam niewielki mur. Bardzo dobrze można było się tam schować przed nauczycielami lub innymi uczniami, którzy przebywają na boisku. Podeszłam tam i zobaczyłam jego. Siedział oparty o kamień z podkulonymi kolanami trzymając spalonego do połowy papierosa w prawej ręce. Trochę się zawstydziłam, że mógłby pomyśleć, że go śledzę czy coś i speszona powiedziałam "przepraszam" i zamierzałam odejść, ale zatrzymał mnie i powiedział, żebym usiadła obok niego.
- Chcesz? - zapytał podając mi papierosa.
- Nie, nie mam zamiaru wdychać w siebie tego świństwa.
- Aaaa... Grzeczna - powiedział do siebie pod nosem.
- Chyba żartujesz! - parsknęłam śmiechem. - Widocznie musisz mnie bliżej poznać.
- Chętnie. - powiedział zaciągając się.
To było miłe. Nie wiem czy dostrzegł moje rumieńce na policzkach. Po chwili milczenia znów dodał:
- A gdzie moje maniery... jestem Lucas, a ty Julia?
- Julka. - poprawiłam. - Dlaczego palisz?
- Żeby zrozumieć. - powiedział znowu biorąc bucha.
- Co zrozumieć?
- Życie.
- Aaaa czyli paląc można zrozumieć życie. Super. Wiesz... tak mi się wydaje, że nie trzeba palić aby to zrozumieć. Wystarczy pomyśleć. A faszerując się tym świństwem tylko tracisz pieniądze i sobie szkodzisz.
- Kiedyś to zrozumiesz. - powiedział z lekkim, szyderczym uśmieszkiem.
- Nie kpij sobie.  Mówisz jakbyś był o nie wiadomo ile starszy ode mnie. A przypominam Ci, że jesteśmy razem w klasie co oznacza, że mamy tyle samo lat. Oraz nie jesteś pełnoletni co też oznacza, że nie możesz palić.
- No chyba ty też musisz mnie bliżej poznać. Nie powinienem chodzić z Tobą do klasy.
- Ale chodzisz. - powiedziałam z kpiącym głosem.
- Zgadza się, ale nie mam tyle lat co ty i większość osób z tej klasy.
- To ile masz lat?
- Siedemnaście. - odpowiedział szybko wyrzucając już spalonego papierosa.
- Jasne...
- Naprawdę.
- Dobrze. Uznajmy, że Ci wierzę. Więc dlaczego nadal jesteś w pierwszej klasie?
- Długa historia. Kiedyś Ci opowiem.
Czyli będzie jeszcze kiedyś...
- I co masz zamiar z tym wszystkim zrobić? - zapytałam.
- Za kilka miesięcy będę miał osiemnastkę i mam zamiar opuścić tę budę, tylko mama nalega, żebym ukończył gimnazjum.
- Aha. Ale co do palenia to nie powinieneś. W dalszym ciągu nie jesteś...
- Oj przestań już z tym paleniem i pełnoletnością. - wtrącił.
- Okej. Spokojniee. Dlaczego nalega? W końcu kiedy będziesz pełnoletni będziesz mógł robić co chcesz i to będzie Twoja decyzja.
- Tak wiem, ale wiesz, nie chcę kłótni a poza tym kiedy nie ukończysz gimnazjum to trudno będzie Ci znaleźć pracę.
- Rozumiem, dobrze mówisz...


Dziękuję za miłe komentarze :D Będę się starała dodawać następne rozdziały tak co jeden lub dwa dni :)

niedziela, 15 lipca 2012

Rozdział 1: I wanna be looking in your eyes...

piosenka-warto puścić czytając

Wszystko zaczęło się 3 września w ciepłą środę.Był to pierwszy dzień szkoły- gimnazjum. Wszyscy są podekscytowani, zawierają nowe znajomości. Razem z moją najlepszą przyjaciółką Rebeccą poznałyśmy już wielu fajnych ludzi. Ciągle byliśmy w ich otoczeniu- gdzie zawsze coś się działo. Chciałam sama przywitać i poznać nową szkołę. Była bardzo duża. Łatwo było się w niej zgubić. Wokoło było głośno. Każdy chciał siebie przekrzyczeć. Widziałam jak chłopacy oraz dziewczyny ze starszych klas witają się po wakacjach i opowiadali jak im minęły. Szczególną uwagę zwrócił na mnie chłopak siedzący sam na ławce ze wsuniętymi słuchawkami w uszy od iPod'a. Głowię miał uniesioną, opartą o ścianę a oczy zamknięte. Odpłynął? Chyba tak. Też tak lubię słuchając muzyki odpłynąć w mój świat i nie przejmować się życiem realistycznymi masą problemów. Zastanowić się nad wszystkim. Ale nie w pierwszy dzień szkoły. Sprawiał wrażenie typka, którego nic nie interesuje. Jego włosy były brązowe zaczesywane na bok, na sobie miał vansy, czarne rurki, czerwoną koszulę w kratę oraz jakiś t-shirt, a na prawej ręce zawiązaną czarną bandamkę. Stałam tak przez kilka minut na środku korytarza jak idiotka zmierzając chłopaka. Zorientowałam się, że to dziwnie wygląda kiedy ludzie zaczęli dziwnie na mnie spoglądać. Speszając się przeszłam obok niego obojętnie. Myślałam, że to jakiś rozpuszczony, bogaty i samolubny nastolatek czekający aż ktoś sam do niego podejdzie i zaproponuje wspólne spędzenie czasu.
Na lekcji... w sumie nie można było nazwać tego lekcją, ponieważ to były zajęcia zapoznawcze. Jak zawsze w nowych klasach każdy się przedstawiał i opowiadał coś o sobie. Głowie pani Natalie- bo tak nazywała się nasza nowa wychowawczyni opowiadała o zasadach obowiązujących w szkole, co wolno robić a czego nie. Jakbyśmy byli dziećmi. Okazało się, że w klasie jest ze mną "ten" tajemniczy chłopak z korytarza. Przez cale zajęcia mierzył mnie dziwnym wzrokiem, a kiedy się obróciłam odwracał głowę gdzieś indziej. Dowiedziałam się też, że nieznajomy nazywa się Lucas.
Po zakończeniu spotkania mogliśmy iść do domu. Zamyślona o co mogło mu chodzić wpadłam na kogoś w drzwiach. Gdy uniosłam głowę pomyślałam "o wilku mowa" okazało się, że wpadłam na Lucasa. Patrzył mi głęboko w oczy, dostrzegłam, że ma je koloru brązowego. Po chwili wpatrywania się w siebie rzucił krótko"Narazie" Po czym poszedł szybko nie dając mi nawet odpowiedzieć. Po lekcjach opowiedziałam o wszystkim Rebecce.
- Może mu się spodobałaś.
- Nie. To na pewno nie to. Ciągle patrzył na mnie dziwnie jakbym była jakimś kosmitą a potem powiedział na odczepne na razie i odszedł tak szybko, że nie można tego nazwać odejściem. Wręcz uciekł. Co o tym myślisz?
- Julaa błagam... myślę, że na bank mu się podobasz. Po prostu ty się peszyłaś i tak myślałaś. Tak już jest. Widzisz... Chłopcy nie mają odwagi podejść i porozmawiać. Tak już jest, męska duma. A jak coś ci przeszkadza do pogadaj z nim o tym.
- Zwariowałaś? Zaczepię go i co mu powiem? Wykluczone!
- To ja z nim pogadam.
- Wiesz... Dziękuję, że się fatygujesz ale wolę zostawić tą sprawę tak jak jest. Nie chcę dochodzić o co mu chodziło. W końcu to nowa klasa, nowe twarze. Chciał się może przyglądnąć.
- No dobrze. Słuchaj ja muszę lecieć bo dzisiaj musiałam być szybciej w domu... Wiesz, mama znowu gdzieś wychodzi z tym lalusiem a ja muszę opiekować się smarkaczem.
- No ok. Trzymaj się. Pa
- Buziaki.
Ta rozmowa jednak nie naprawiła mojego problemu ale przyniosła mi wiele do myślenia. Rebecca już taka jest. Zwariowana nastolatka mająca swoje zdanie, swój styl i wszystko po kolei. Nie przejmuje się opinią innych. Wychowywała się praktycznie sama. Z tego jest też bardzo odważna i samodzielna. Kiedy miała 8 lat jej rodzice się rozwiedli a tata nie utrzymywał z rodziną żadnych kontaktów. Trudno im było a zwłaszcza jej mamie. Od tego czasu Rebecca zostawała sama w domu ponieważ jej mama musiała pracować na dwa etaty by mieć na chleb bo zanim wspaniały tatuś je zostawił to oskubał je do zera. Ale pomimo tego wyrosła na dobrą dziewczynę. Pamiętam jak się poznałyśmy. W trzeciej klasie podstawówki dzieci śmiali się, że noszę aparat na zęby. Wtedy koleżanka z klasy, z którą praktycznie nie rozmawiałam przypełzła do nich w różowej spódniczce wydzierając się na nich w mojej obronie. Chłopcy tak się jej posłuchali, że jak kazała im mnie przepraszać to przepraszali. A potem byłyśmy już nie rozłączne co trwa aż do dziś.
Wieczorem leżąc w łóżku przypomniał mi się Lucas i nasze spojrzenie. Nie mogłam przestać o tym myśleć. Oraz nie mogłam cię doczekać czego dowiem się o nim następnego dnia...

Mam nadzieję, że chociaż trochę Was zaciekawiło :) Komentujcie czy wam się podoba. Chcę wiedzieć czy ktoś czyta i czy jest sens na ciąg dalszy :>